Kto choć raz
był w lesie, wie o tym doskonale.
Pomimo tego,
iż bardzo się staramy zachować ciszę, nie wychodzi nam to często wcale.
Idąc
ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta lub tymi szerokimi, które po sobie
zostawiły maszyny
Zdarza się
nie raz, że nadepniemy na coś, co powoduje u nas pojawienie się zdziwienia
miny.
Szczególnie wtedy,
kiedy się skradamy, bacznie obserwując to, co przed nami,
Gdyż ciężko
patrzeć przed siebie i jednocześnie interesować się podłożem pod nogami.
Wcielając się
w rolę tropiciela, którą tak bardzo ubóstwiamy,
Czujemy
pewien ciężar, czy sprostać jej zdołamy.
Ta waga, plus
nasze kilogramy, sprawia, że buty, choć delikatnie stawiane.
Są przyczyną
tego, iż często nawet grube gałęzie są przez nas łamane.
Wtedy dźwięk
niepasujący do innych wypełniających przestrzeń w lesie.
Bardzo
szybko w różne zakamarki informację o naszym skradaniu niesie.
Zawsze można
poprosić o sceny powtórzenie,
Ale jest to, jedynie nasze, pobożne życzenie.
Zwierzęta
bardzo szybko między pniami i gałęziami znikają,
A dęby,
sosny i inne drzewa, że ich tam nie ma, dobrze udają.
Szedłem, tak
jak na tropiciela przystało
I w związku
z tym, że w lesie przebywam dużo czasu, nie mało.
Czułem, że
jestem przygotowany do odegrania trapera roli.
Mógłbym
napisać, że ktoś, kto by mnie zobaczył, stwierdziłby, że od mojej obecności mu
się w oczach troi.
Byłem
wszędzie i spojrzeniem rzucałem.
Później,
niczym żyłkę na kołowrotek, do swoich oczu je zwijałem.
Parzyłem,
czy jest coś na jego haczyku.
Stawiając
kolejny krok byłem pewien, że nie zrobię żadnego wybryku,
Który, tutaj
w Puszczy, nie przystoi
Którego,
każdy z mieszkańców, często może przez chwilę, ale się boi.
Jak strach,
to wtedy ucieczka
I nieudana
tropiciela, w poszukiwaniu pięknych zwierząt, wycieczka.
Byłem dobrym
aktorem, więc i nagroda się pojawiła.
Moja osoba
się bardzo ucieszyła, kiedy przed sobą żubra zobaczyła.
Stał i
obgryzał korę z drzewa.
Patrząc na
niego, byłem pewien, że dobrze się miewa.
Podchodziłem
ostrożnie, z szacunkiem do niego,
Bo zawsze
jak jakiegoś mieszkańca lasu spotkam, to pragnę nie być jego wrogiem, a dobrym
kolegą.
Po co miałem
mu przerywać obiad, z takim apetytem jedzony,
Kiedy
obserwując go z ukrycia, ja także byłem karmiony.
Po dłuższej
chwili zaczął się o drzewo drapać,
Potem dość
intensywnie swą śliną chlapać.
Która
tryskała z jego ust, podczas głową na boki obracania
I była niepodważalnym
dowodem radości, z tak smacznego obiadu konsumowania.
Postanowiłem
podejść jeszcze bliżej tego byka.
W związku z
tym, że jest tak rozluźniony i przede mną nie umyka.
Wierzyłem,
że uda mi się sfotografować to majestatyczne zwierzę
I bardzo
często, jak nie napisać zawsze, ziszcza się to, w co mocno wierzę.
Nagle żubr,
jakby słyszał te myśli.
Zaczął iść w
moją stronę, żeby zdjęcie było takie, jakie żem sobie przyśnił.
Był już
blisko i pomimo swojego ciężaru kroczył po cichutku
Ja, niczym
członek jego stada, chcący zrobić mu niespodziankę, zbliżałem się doń pomalutku.
Coś tam
pomrukiwał pod nosem i merdał, jak piesek na boki ogonem
Ja, kiedy
tylko nieruchomiał na moment robiłem zdjęcia telefonem.
Już był
prawie na wyciągnięcie ręki, może dwóch,
Gdy nagle
pewien dźwięk odwrócił jego marszu ruch.
Okazało się,
że obezwładniony nieopisanym podnieceniem,
Ja doświadczony
w roli tropiciela, nie uchroniłem się przed suchej gałązki zgnieceniem.
Ona, wydając dźwięk podczas pękania,
Doprowadziła
do naszej fuzji zastopowania.
Poszedł powoli
kręcąc ogonem, jak śmigłem, jak wiatraczkiem wiatr.
Zabrakło kilkudziesięciu centymetrów, bym poczuł jego ciepło, ale wiem, że jest
mi, jak brat.
Choć
doprowadziłem do tego, przed czym się wzbraniałem, czyli patyka pęknięcia,
To mimo tego, jestem szczęśliwy, z żubra spotkania, no i oczywiście ze zdjęcia.
Cudowna opowieść o pięknym spotkaniu.
OdpowiedzUsuńMarz, bo Ci się spełnia...