piątek, 28 maja 2021

BORSUKI I ICH NAUKI

 




Idziemy razem ścieżką, na której ślady, jak stemple pocztowe.

Ich kształty zastępują liter pieczątek mowę.

Tak, jak stemple odciśnięte na listach, czy też pocztówkach,

Ślady w błocie informują skąd, dokąd ma miejsce wędrówka.

Puszcza już się przebrała, zieleni się i śpiewa.

Jej wspaniały nastrój zachęca nas, żeby tak samo się miewać.

Przemieszczamy się gęsiego, ja z przodu, a córka druga.

Nad naszymi głowami, dzięcioł w drzewie, jakiś kształt struga.

Co kilka kroków odwracam się i kładę palec wskazujący na usta.

Widzę i słyszę, że przestrzeń pomiędzy nami, jest od naszych dźwięków pusta.

Z ciekawości i zachwytu rozdziawiamy buzie.

Niejeden pacjent dentysty, marzyłby, przy jej otwieraniu, o takim luzie.

Nabieramy powietrze ustami,

Tak, jak wieloryby wodę, z tą różnicą, że nie z krylem, a z komarami.

Ścieżka, niczym szyny, a my jadącymi po nich wagonikami,

Które po same brzegi, wypełniają się inspirującymi widokami.

Przed nami jakiś kształt się porusza, więc hamujemy.

Wyjmujemy z kieszeni lornetki i obserwujemy.

Ów jegomość tarza się w piachu, potem się drapie.

Gryzie pod pachami, ząbkami w futrze pchełki łapie.

Ma zaokrąglone uszy, małe, czarne oczy.

Cztery łapy, którymi zaczyna zabawnie kroczyć.

Postanawiamy uwiecznić go, nie tylko oczami.

W tym celu zawieramy sojusz z rosnącymi w puszczy drzewami.

Stajemy obok siebie, jak przygotowani do biegu sprinterzy.

Zdjęcia będą potwierdzeniem słów naszych, dla tych, którzy nie będą chcieli im wierzyć.

Przytulamy się do tych, które stoją na drodze do jego mieszkania,

Wcześniej policzyliśmy, że dzieli nas pięć, od naprawdę bliskiego spotkania.

Sygnał do rozpoczęcia podchodu, dały szumiące na wietrze liście.

Choć mieliśmy sporo kroków do mety, już zrobiło się uroczyście.

Ubranie różne, tak jak nasze aparaty.

Miało tym razem wpływ na to, kto wpadnie w tarapaty.

Moje kalosze lekkie, lecz śliskie,

Sprawiły, że miałem z poszyciem leśnym spotkanie bliskie.

Córka w butach do wędrówek, pewnie kroczyła

I jako pierwsza do ostatniego drzewa się przytuliła.

Patrzy na niego, a On głowę unosi

Jest niczym profesjonalny model, którego o pozę do zdjęcia nie trzeba prosić.

Sierść na głowie ma kolor czarno biały.

Pstryknięcia ten moment do aparatu zabrały.

Teraz ja docieram do miejsca końca skradania.

Patrzę i przecieram ze zdumienia oczy, bo z nory drugi jegomość się wyłania.

Telefon komórkowy przygotowany, więc łokieć prostuję.

I zachowanie zwierząt w ekranie obserwuję.

Zaczynają, w górę i w dół, poruszać głowami,

A ja w emocjach tracę kontrolę nad palcami.

Dotykam wyświetlacza, zdjęcia powstają

Lecz wcale wzniosłości chwili nie oddają.

Zgubiłem ostrość, wyszły zamazane.

Żadne z nich nie będzie mogło zostać pokazane.

Córka podchodzi jeszcze bliżej do modeli,

Podczas naszej rozmowy w domu twierdziła, że się nie ośmieli.

Stoi za pniem i pstryka.

Jeden z nich, zawstydzony, pod ziemią znika.

Wtedy mi się udaje uwiecznić tego drugiego.

Naturalność lasu i ich mieszkańców uśmierca w człowieku ego.

Nie ważne ile zdjęć się zrobi.

Istotny uśmiech, który nasze twarze zdobi.

Nagle rusza w naszą stronę spod nory,

Obserwujemy, na które wkroczy tory.

Nie wybiera córki, ani moich.

Powoli przyspiesza na swoich.

Przestawiam zwrotnicę i córka wagonikiem, a ja maszynistą.

Wydaje się, że sytuację mamy nad wyraz czystą,

Ale On zmienia zdanie i jesteśmy na tym samym torze.

„Tylko spokojny umysł nam teraz pomoże”.

Zatrzymujemy się i czekamy.

Po prostu, zobaczyć jemu się damy.

Patrzy lecz zwolnić nie zamierza.

Głowa zaczyna się gotować i nagle brak pomysłu, jak zatrzymać tego zwierza.

Dobrze, że jeden, a nie dwa, w naszą stronę wędruje.

Za moimi plecami, córka buta zawiązuje.

Kiedy tak patrzę na jej zgięte łokcie, to widzę podobieństwo.

Wygląda teraz, jak nieupierzone, ptasie maleństwo.

I pojawia się rozwiązanie nie do odrzucenia.

W dużego ptaka się zamieniam.

Zaczynam gwizdać, a borsuk staje.

Córka jest zaskoczona, że tak skutecznie ptaka udaję.

Robię zdjęcie jego charakterystycznej głowy.

Teraz o braku ostrości nie może być mowy.

Córka również aparat szykuje,

Lecz borsuk już w drugą stronę wędruje.

Kiwa głową zdziwiony.

Tak fałszywym ptasim trelem, jest zaskoczony.

Zawraca do swego mieszkania

I drugiemu borsukowi wychodzić z niego zabrania.

Przygoda dobiega końca,

W oddali widać zachód słońca

Mówię córce, że kolejna lekcja za nami.

„Faktycznie” – odpowiada -„Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś, jeżeli chcesz mieć dłuższą sesję fotograficzną z borsukami”.


czwartek, 5 listopada 2020

TĘSKNOTA


 



Domy jak drzewa, mieszkania dziuplami,

A w każdej z nich, różni mieszkańcy podparci łokciami.

W niektórych piwnicach, jak w gawrach niedźwiedzi,

Siedzą sobie i rozmawiają sąsiedzi.

Czasami, żeby się łatwiej opowiadało,

Żeby całą opowieść, w najlepsze zdania ubrać się dało.

Raczą się, w szklanych butelkach, trunkami

I zapijają je tymi małymi wody kroplami,

Które na piwnicznych rurach powstają.

Będąc duże, dojrzałe, do ich roześmianych gardeł wpadają.

Wesoło też na podwórkach.

Siadają ptaszki na rozwieszonych, między metalowymi słupkami, sznurkach.

Choć miało tam Słońce suszyć pranie,

Będą one wystawiać swoje pióra na nie.

Psy biegają po trawnikach.

Wielu mieszkańców miasta oburza to, że pies na nie sika.

Przecież one, tak jak wilki teren znakują,

Przez co inne psy, o swojej obecności informują.

Idę tak sobie miasta chodnikami.

Patrząc na nie, zaczynam się karmić wspomnieniami.

Czerń koszulki zdobi rysia głowa,

Która często, od hałasu miasta, pod pachę mi się chowa.

Łaskocze mnie wtedy ryś wąsami.

Kłuje spiczastymi uszami,

A ja się śmieję i podskakuję.

Tak sobie często przez miasto wędruję.

Ostatnio wracając myślami do przeszłości,

Stwierdziłem, że miło by było inne zwierzę na swej piersi gościć.

Jest ryś, fajnie, gdyby się pojawił inny drapieżnik namalowany.

I na koszulce, do miejscowości na Mazurach, przeze mnie przetransportowany.

Stąd pytanie do Ciebie bieszczadzka ziemio, bo Tyś artystką,

Czy jest szansa, że takie t-shirty u mnie w szafie zawisną?

Że natchniesz weną swoich przedstawicieli,

Żeby te wyjątkowe widoki, które ujrzeli,

Tak jak im pokazałaś, gdzieś między bukami.

Powoli i bez pośpiechu, przelali na materiał, swoimi pędzlami.

A ja kupię, od któregoś, dwie koszulki i może jakąś herbatę,

A po powrocie na Mazury, ryś będzie mógł porozmawiać nie z jednym bratem,

Lecz z dwoma pięknymi drapieżnikami,

A ja będę je karmił długimi spacerami.

Nie tylko w mieście, ale także w pięknych okolicznych lasach,

Będziemy sobie w różne pory roku hasać.

W ciszy i w trakcie, kiedy wiatr o liście się ociera,

Razem będziemy szeroko oczy otwierać.

Oddychać głęboko powietrzem, które czyste, jak twe potoki,

Będziemy stale, niezmiennie łasymi na te widoki.

Którymi zaczarowujesz tych, którzy gośćmi twymi i tych którzy z Tobą zostali,

Na Mazurach podobieństw do Ciebie sporo.

Wiadomo, że przede wszystkim z natury się biorą.

Gdzieś tam daleko, gdzie muchomor czerwony samotnością upojony.

Będę stał opierając swe plecy o pień drzewa pochylony.

Dotykając kory, czując życie, które setki lat,

Uczyło ludzi, że Ziemia to jego siostra, a On jej brat.

Będę stał i myślał o Tobie z wdzięcznością,

Że tak, jak Mazury, obdarowujesz mnie stale bezinteresowną miłością.



środa, 4 listopada 2020

A KUKU

 



Chciałem zobaczyć, choć się trochę bałem
Ponieważ, kiedy byłem mały, taki komunikat dostałem:
To zwierzę jest dzikie, a przez to złe,
Jak je spotkasz, najprawdopodobniej Cię zje.
Chyba, że natkniesz się na nie przy drzewie.
Wtedy drzewo, będzie Ci służyć pomocą w potrzebie.
W celu przyjęcia pomocnej gałęzi masz ćwiczyć wspinanie.
Pamiętaj, że nie znasz dnia i godziny, kiedy urzeczywistni się wasze spotkanie.
Rosłem z przeświadczeniem, że rzekomo dobra rada,
Jest jedynym elementem, z którego jego prawdziwy obraz się składa.
Z czasem zapomniałem wszystkie przekazane mi zdania.
Zacząłem doświadczać i z zapartym tchem podziwiać to, co zza kotary zakłamania się wyłania.
Po pierwsze wcale nie był dziki, tylko WOLNOŚĆ go cechowała.
Chyba dlatego społeczność tej informacji mi nie przekazała,
Gdyż mogłem zapragnąć pójść w jego ślady,
A wtedy kogoś takiego, wytresować nie dali by rady.
Moim wrogiem go czyniąc, w swojej opowieści,
Byli przekonani, że nie będę poszukiwał o nim innych treści.
Wyszedłem mu naprzeciw, wewnętrzną odwagą zachęcony.
W celu materializacji na celu byłem skupiony.
Pomimo tego, długo w różnych miejscach go szukałem,
A to dlatego, że podświadomie, cały czas się bałem.
Ma pamięć ożywiła wersy krótkiego wierszyka.
W treści była informacja, że człowiek przed nim ze strachu zmyka.
W końcu natrafiliśmy na siebie, w trakcie spaceru po lesie.
Przecież, to, o co prosimy, prędzej, czy później los nam przyniesie.
Stojąc daleko patrzyliśmy sobie w oczy
I nigdy nie przypuszczałem, że mogę się tak pozytywnie zaskoczyć.
Dlaczego?Po prostu do tej pory wierzyłem w słowa innych, nie swoje DOŚWIADCZENIE.
Dlatego widziany obraz rzeczywistości, stał, za rożnych opinii, przepierzeniem.
Poczekałem, aż ostatnie nie moje zdania opadną na dno, dając przejrzystość poznaniu,
Tak, jak się to dzieje z wodą, w której wielu ludzi oddało się kąpaniu.
Na początku zmącona, ciemna, brudna, przerażająca,
Powoli, spokojnie, staje się czystą, jasną, jak woda bieżąca.
TERAZ obudziło moje doświadczanie.
Byłem gotowy na to, co się stanie.
Krzykną A KUKU, wychylając głowę,
A mi dosłownie odebrało mowę.
NIE NA MUNIU mój drogi, nie martw się o to.
To rzekłszy odbiegł kawałek i włożył ryjek w leśne błoto.
Tak odebrałem jedną z najmądrzejszych lekcji życia.
Nie ważne kłamstwa innych, istotne to, czy Ja nie mam już niczego, przed sobą, do ukrycia.
Opowiadamy o innych, o wydarzeniach, posługując się często wiedzą zapożyczoną,
A kiedy przychodzi mówić o sobie, wyglądamy na osobę przerażoną.
Z szaleństwem nam się kojarzy NAS poznawanie,
Gdyż byliśmy karmieni przez tyle lat kulturalnym zakłamaniem.
Morał prosty na koniec tej historii.
Chcesz BYĆ PRAWDZIWY, to nie ŻYJ TYLKO W TEORII.

piątek, 3 lipca 2020

WIERSZ OD NIECHCENIA



Są takie dni, że człowiek ma ochotę niewidzialnym się stać.
Za taką super moc gotowy jest bardzo dużo od siebie dać.
Wstaje przed Słońca promieniami
I niczym machanie dyrygenta batutą, trzepotanie jego rzęs i ziewanie, są tymi znakami,
Po których muzyka rozbrzmiewa, bo za oknem ptasi śpiew się niesie.
Człowiek szybko się ubiera, żeby za chwil kilka zniknąć w lesie.
Czeka go jeszcze jazda autem, po czarnych, wstążkach asfaltowych,
Lecz już w momencie naciskania pedałów sprzęgła, gazu i hamulca, jest On gotowy.
Skupiony na drodze wpatruje się w przednią szybę,
Tak jak rozanielony wędkarz, chcący ujrzeć wielką rybę.
Wierzy, że na haczyk jego spojrzenia,
Zatnie zwierzę, którego ujrzenie, jest nie do uwierzenia.
Będzie później opowiadał tym, którzy tak jak On, w ciemności poranka,
Podnoszą się z łóżka, a zimna woda sprawia, że znika z ich oczu snu firanka
I widzą wspaniale, choć pora wczesna, a ziewanie, na zawołanie,
I nie uwierzą, w jego spojrzenia sieci, tak wspaniałego okazu schwytanie.
Często będą się spierać, że oni też widzieli, a tak naprawdę to tego dnia, ze trzy takie brania mieli,
A nawet jak jedno, to zwierzę było większe
I z całą ich omylną pewnością, co najmniej pięć razy piękniejsze.
Wszystko, to potem podczas rozmowy, czyli wymiany wyrazów, jak kart w pokera
Czasami szkoda, że się oddaje takie słowa, których brak, zwycięstwo odbiera.
Człowiek jest już blisko punktu docelowego,
A to, co ujrzał w trakcie pokonywania tej drogi, jest bardzo istotne dla niego.
Już wie mniej więcej, jaki to dzień go czeka i porównując znowu sytuację do wędkowania.
Po prostu czuje w kościach, czy będzie to czas wielkiego brania.
Kiedy opuszcza auto i staje na leśnej drodze,
Zaczyna bardzo uważnie przyglądać się swojej nodze.
Tak, jakby jego wzrok,
Miał zapoczątkować, ku wymarzonej niewidzialności krok.
Patrzy na drugą nogę, na swoje dłonie
I myśli sobie, niech nicość je pochłonie.
Ciężko jest stwierdzić superbohaterowi, czy już używa mocy.
Prawdę pisząc, właśnie teraz potrzebuje, normalnego człowieka pomocy,
Lecz prawie wszyscy normalni śpią o tej porze,
Więc nie ma co marzyć, że ktoś z ludzi mu tu pomoże.
Rusza przed siebie i cicho stawia kroki.
Rozgląda się, podziwiając przyrody uroki.
I nagle się orientuje,
Że potwierdzenia tego, że znikł, już nie potrzebuje.
Stapia się z otoczeniem, pachnie, jak żywica drzewa
Z każdym kolejnym krokiem coraz lepiej się miewa.
Rozpędza się, jakby zjeżdżał z góry,
Jakby był, pchanym przez wiatru oddech, kawałkiem chmury.
Staje się nurtem rwącej rzeki,
Na jego policzkach, pojawiają się podniecenia czerwone wypieki.
Smakuje powietrze, dotyka liści.
Z każdym wdechem zasysa wiarę, że sen się ziścił,
Że teraz, kiedy różnice światów nie są widoczne,
Najprościej pisząc, sobie odpocznie.
Nie będzie chodził i szukał spotkania,
Gdyż każde miejsce, jest miejscem jego doświadczania.
Fruwają nad nim owadów grupy,
A On po prostu nie zawraca sobie tym pupy.
Nie myśli, przez co nie analizuje.
Na swojej dłoni serce wyjmuje.
Rzuca nim w przestrzeń, a ono odbiera sygnały.
I choć ma zamknięte oczy, widzi jak świat ten jest doskonały.
Teraz rozumie, a może bardziej czuje,
Że tylko od niego zależy, w jaki sposób przez życie podróżuje.
Doskonałość objawia mu się poprzez wyjątkowość.
Właśnie tak, z potęgą niechcenia, zawiera znajomość.

poniedziałek, 18 maja 2020

WILK, DZIEWCZYNKA I ICH ROZMOWA, CZYLI PRZETŁUMACZONA NA JĘZYK LUDZKI WILCZA MOWA





Znowu się spotkali, tym razem na leśnej polanie.
Choć było ciepło, każde z drzew przyodziane w, z zielonych liści i igieł, ubranie.
Minęło dużo czasu, od tego, kiedy z wilkiem rozmawiała.
Tego, co dla Niej i babci zrobił, nigdy nie zapomniała.
WDZIĘCZNOŚCIĄ naznaczona, szła z radością przez życie.
Czasami, kiedy była smutna, leczyło ją wilcze wycie.
Szła do lasu, siadała na mchu i zamykała oczy.
Pozwalała przyrody rozmowom się zauroczyć.
Kochała ptasie koncerty, szum liści, owadów bzyczenie.
Jednak największą przyjemność sprawiało jej wilcze zawodzenie.
Opierała wtedy plecy o korę pnia
I mogła tak siedzieć do końca dnia.
Przez noc całą, aż do pobudki Słońca.
Tak sobie myślała, że nie byłoby dla niej trudnością, być w takiej pozycji bez końca.
Karmiona wilczym głosem, wypełniała się nim po same brzegi, jak szklanka wodą.
Dzięki temu czuła od środka, że żaden problem nie jest przeszkodą.
Jak uwalniane przez chmury, promienie Słońca,
Wiedziała, że lada moment, burzy jej smutku, doświadczy końca.
Historia jednak od ich powtórnego spotkania się rozpoczyna
Na polanie stoi potężny wilk i już prawie dorosła dziewczyna.
Niczym świadkowie ich rozmowy, wkoło rosną drzewa.
Dziewczyna rozpoczyna dialog bez słów i pyta wilka, jak się obecnie miewa.
Spojrzenie jego odpowiedzią, smutne, takie bez wiary.
Niemożliwe, żeby tak wyglądały oczy tego, który czyni czary.
Tego spełniającego prośby ludzkiej duszy.
Dziewczyna się nie spodziewała, że aż tak się wzruszy.
Widzi, że teraz wilk potrzebuje pomocy,
Gdyż bardzo niedużo pozostało, w jego sercu mocy.
Znowu się wpatrują w swoje oczy
I po krótkiej chwili u wilczego boku kroczy.
Trawa w stopy łaskocze, kłują w nie patyki.
Niedaleko polany trafiają na wyniki.
Wilk się zatrzymuje, siada i spojrzeniem prosi.
Dziewczynka pochyla i śmiertelną pułapkę z ziemi podnosi.
Wie, że tego w lesie, co niemiara,
Ale ten uczynek sprawia, że wilkowi wraca trochę wiara.
W więź pomiędzy wszystkimi duszami,
Które są braćmi i siostrami, pomimo tego, że dysponują różnymi ciałami.
Udają się w jeszcze gęstszy drzewostan, gdzie wilk prowadzi.
Ufa dziewczynie, że ona nigdy tego miejsca nie zdradzi.
Nagle ich spojrzeniu ukazują się trzy, małe, wilcze szczenięta.
Duża nora, a w niej żona wilka, z powodu jego powrotu, uśmiechnięta.
Rodzina się wita, skomlą i piszczą maluchy,
Bo przecież w tym okresie dzieciństwa, to przede wszystkim tato napełnia im głodne brzuchy.
Oczywiście okazują też uczucia, bo się kochają,
A zwierzęta, w przeciwieństwie do ludzi, nigdy tego nie ukrywają.
Po co mnie tutaj przyprowadził, zastanawia się dziewczyna.
Wilk, czytając jej w myślach, szybko spekulacje ucina.
Już wie! Wystarczyło, że znowu na siebie popatrzyli.
Zamierzeniem wilka jest zadbanie o to, aby wszyscy, w jego rodzinie, bezpieczni byli.
Prosi, więc ją o wsparcie w świecie ludzi.
Pokładając nadzieję w moc przekazu, który w człowieku zrozumienie obudzi.
Przyczyni się do zaakceptowania, ingerencji zaprzestania,
W środowisko, tych pięknych zwierząt bytowania.
Kiedy będziesz opowiadała o mnie i życiu, jakie wiodę,
Możesz wspomnieć, że świat przyrody nie jest podatny na modę.
Lasów nie można przycinać, jak włosów u fryzjera,
Ponieważ, te wszystkie przewrócone drzewa, bezpowrotnie się zabiera.
Wilk zawył i w tym dźwięku słychać było głos wojownika.
Tego samego, który często, tak szybko się pojawia, jak i znika.
Biegnie przez las, a na łapach ma buty zrobione z ciszy.
Herosa, który jest bardzo pożądany na kliszy.
Jego dusza wielką odwagą emanuje.
On sam, jednak nigdy tym nie epatuje.
Po prostu jestem prawdziwy, taki się urodziłem.
CAŁE ŻYCIE JESTEM SOBĄ, TO JEDYNA MAGIA JAKĄ CZYNIŁEM.
Chciałbym tylko, żebyś opowiedziała tak z serca,
Że wilk to wilk, a nie żaden morderca.
Żeby przeżyć musimy polować, dlatego nazwaliście nas drapieżnikami,
Choć pomimo tego, że nimi jesteśmy, a WY nie, nie mamy, co się równać z Wami.
Przykre to, ponieważ chcąc wieść szczęśliwe życie,
Ważne jest, aby każdy był zakotwiczony w swoim Bycie.
Moja droga przyjaciółko, czy wiesz, że najważniejsza wśród wolnych zwierząt jest rodzina.
Dziewczyna spojrzała na wilka, na jego pysku pojawiła się poważna mina.
Rodzice karmią, ale i uczą tajemnicy leśnego życia.
To ich zabijanie sprawia, że wilki, czy inne zwierzęta, wychodzą z ukrycia.
Idą tam, gdzie ludziom, to nie odpowiada,
Bo nie powstrzyma ich przed tym, rodziców mądra rada.
Dziewczyna, tym spotkaniem z wilkiem była przygnębiona.
Nie zdawała sobie sprawy, że przez ludzi, tak wielka krzywda, przyrodzie jest czyniona.
Wrócili na polanę i usiedli na trawie.
Niedaleko nich para młodych wilków oddawała się zabawie.
Przyjacielu, jestem wdzięczna za kolejną lekcję, jakiej mi udzieliłeś
Za to, że pokazałeś mi swoją rodzinę i tą wędrówkę ze mną odbyłeś.
Możesz być pewien, że opowiem tym, którzy będą słuchać chcieli,
Żeby idąc do lasu, zawsze swoje serce otwarte mieli.
Niczym nasiona dmuchawca, twym oddechem niesione,
Dotrą twe słowa daleko stąd i zostaną na język ludzki przetłumaczone.
Będę mówić prawdę o twoim wilczym życiu
I o tym, że masz do tego prawo, aby pozostawać w ukryciu.
Powiem też o więzi, jaka była i jest pomiędzy nami,
Bez względu na to, czy jesteśmy ludźmi, czy zwierzętami.
Wilk zawył na pożegnanie.
Dziewczyna zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, była sama na polanie.
Teraz już wiedziała, dlaczego może stale słuchać wilczego wycia,
Bo jego nuta uczy ją, odważnego w życiu BYCIA.
Wierności wewnętrznemu głosowi i jego słuchania.
Wilk, to wolność doświadczania.
Kiedy wróciła z lasu do domu, opowiedziała rodzinie o tym spotkaniu,
A za namową babci poważnie zaczęła myśleć o pisaniu.
Tak, kilka miesięcy od tego wydarzenia,
Treść jej książki o wilku, kłamstwo w prawdę zamienia.
Historii do napisania ma bardzo dużo,
A kiedy brak weny, zawsze wyjące wilki pomocą służą.
Jest w lesie wilk spełniający marzenia,
Ale tylko człowiek, swoją chęcią ich realizacji, w rzeczywistość je zamienia.
Jako wilk, zostałem poproszony, abym to powiedział w ramach bajki zakończenia.
Ważnym jest, aby LUDZKIE MARZENIA NIE KRZYWDZIŁY ZIEMSKIEGO ISTNIENIA.



wtorek, 25 lutego 2020

PĘKNIĘCIE




Kto choć raz był w lesie, wie o tym doskonale.
Pomimo tego, iż bardzo się staramy zachować ciszę, nie wychodzi nam to często wcale.
Idąc ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta lub tymi szerokimi, które po sobie zostawiły maszyny
Zdarza się nie raz, że nadepniemy na coś, co powoduje u nas pojawienie się zdziwienia miny.
Szczególnie wtedy, kiedy się skradamy, bacznie obserwując to, co przed nami,
Gdyż ciężko patrzeć przed siebie i jednocześnie interesować się podłożem pod nogami.
Wcielając się w rolę tropiciela, którą tak bardzo ubóstwiamy,
Czujemy pewien ciężar, czy sprostać jej zdołamy.
Ta waga, plus nasze kilogramy, sprawia, że buty, choć delikatnie stawiane.
Są przyczyną tego, iż często nawet grube gałęzie są przez nas łamane.
Wtedy dźwięk niepasujący do innych wypełniających przestrzeń w lesie.
Bardzo szybko w różne zakamarki informację o naszym skradaniu niesie.
Zawsze można poprosić o sceny powtórzenie,
Ale jest to, jedynie nasze, pobożne życzenie.
Zwierzęta bardzo szybko między pniami i gałęziami znikają,
A dęby, sosny i inne drzewa, że ich tam nie ma, dobrze udają.
Szedłem, tak jak na tropiciela przystało
I w związku z tym, że w lesie przebywam dużo czasu, nie mało.
Czułem, że jestem przygotowany do odegrania trapera roli.
Mógłbym napisać, że ktoś, kto by mnie zobaczył, stwierdziłby, że od mojej obecności mu się w oczach troi.
Byłem wszędzie i spojrzeniem rzucałem.
Później, niczym żyłkę na kołowrotek, do swoich oczu je zwijałem.
Parzyłem, czy jest coś na jego haczyku.
Stawiając kolejny krok byłem pewien, że nie zrobię żadnego wybryku,
Który, tutaj w Puszczy, nie przystoi
Którego, każdy z mieszkańców, często może przez chwilę, ale się boi.
Jak strach, to wtedy ucieczka
I nieudana tropiciela, w poszukiwaniu pięknych zwierząt, wycieczka.
Byłem dobrym aktorem, więc i nagroda się pojawiła.
Moja osoba się bardzo ucieszyła, kiedy przed sobą żubra zobaczyła.
Stał i obgryzał korę z drzewa.
Patrząc na niego, byłem pewien, że dobrze się miewa.
Podchodziłem ostrożnie, z szacunkiem do niego,
Bo zawsze jak jakiegoś mieszkańca lasu spotkam, to pragnę nie być jego wrogiem, a dobrym kolegą.
Po co miałem mu przerywać obiad, z takim apetytem jedzony,
Kiedy obserwując go z ukrycia, ja także byłem karmiony.
Po dłuższej chwili zaczął się o drzewo drapać,
Potem dość intensywnie swą śliną chlapać.
Która tryskała z jego ust, podczas głową na boki obracania
I była niepodważalnym dowodem radości, z tak smacznego obiadu konsumowania.
Postanowiłem podejść jeszcze bliżej tego byka.
W związku z tym, że jest tak rozluźniony i przede mną nie umyka.
Wierzyłem, że uda mi się sfotografować to majestatyczne zwierzę
I bardzo często, jak nie napisać zawsze, ziszcza się to, w co mocno wierzę.
Nagle żubr, jakby słyszał te myśli.
Zaczął iść w moją stronę, żeby zdjęcie było takie, jakie żem sobie przyśnił.
Był już blisko i pomimo swojego ciężaru kroczył po cichutku
Ja, niczym członek jego stada, chcący zrobić mu niespodziankę, zbliżałem się doń pomalutku.
Coś tam pomrukiwał pod nosem i merdał, jak piesek na boki ogonem
Ja, kiedy tylko nieruchomiał na moment robiłem zdjęcia telefonem.
Już był prawie na wyciągnięcie ręki, może dwóch,
Gdy nagle pewien dźwięk odwrócił jego marszu ruch.
Okazało się, że obezwładniony nieopisanym podnieceniem,
Ja doświadczony w roli tropiciela, nie uchroniłem się przed suchej gałązki zgnieceniem.
Ona, wydając dźwięk podczas pękania,
Doprowadziła do naszej fuzji zastopowania.
Poszedł powoli kręcąc ogonem, jak śmigłem, jak wiatraczkiem wiatr.
Zabrakło kilkudziesięciu centymetrów, bym poczuł jego ciepło, ale wiem, że jest mi, jak brat.
Choć doprowadziłem do tego, przed czym się wzbraniałem, czyli patyka pęknięcia,
To mimo tego, jestem szczęśliwy, z żubra spotkania, no i oczywiście ze zdjęcia.



wtorek, 11 lutego 2020

WILK, BABCIA, WNUCZKA I ICH SPOTKANIE, PRZECZYTAJCIE SAMI, CO PODCZAS NIEGO SIĘ STANIE.




Pewnego razu dziewczynka z czerwoną chustką na głowie,

Udała się do swojej babci, pogrążonej w ciężkiej chorobie.

Wybrała drogę przez las zielony, gdzie świat dzikich zwierząt się znajduje,

W leśnej pasiece, pod pszczelą opieką, miód się produkuje.

Sarny, między drzewami, bawią się w berka,

A zza tych drzew matka na nie zerka.

Wędrowała, bose stopy w leśnej ściółce zanurzała,

Piła wodę, którą ze strumienia dłońmi czerpała.

Patrzyła, jak liście od wiatru falują,

Jak wiewiórki, z dużym apetytem, szyszki konsumują.

Jadła jagody, poziomki, zbierała grzyby.

Podziwiała cały ten świat jakże prawdziwy.

Patrząc, w leśnego skrzyżowania stronę,

Zauważyła, czyjeś oczy w nią wpatrzone.

Jak gwiazdy, jak płomień świecy - jaśniejące spojrzenie.

Właścicielem którego był wilk spełniający marzenie.

Gdy go spostrzegła, bardzo się przestraszyła,

Skręciła w lewo koło dębu i drogę pomyliła.

Wilk szybko pobiegł do domu babci skąpanego w słońcu.

Czerwony kapturek, pomimo wysiłku, dotarł tam na końcu.

W łóżku zamiast kochanej staruszki wilk smacznie chrapał,

Dziewczynka go poznała, ponieważ, od czasu do czasu, łapą się za uchem drapał.

Wtem nagle z drugiego pokoju babcia wychodzi,

Nie jest chora, nawet do zdrowia nie dochodzi.

Uśmiecha się do wnuczki, tańczy, śpiewa,

A wnętrze domu leśną muzyką rozbrzmiewa.

Kapturek raduje się razem z babcią, ale i się dziwi.

Umierała już, widziała anioły i udawała się z nimi.

Staruszka szybko całą historię jej opowiedziała,

Jak przyszedł wilk i od niego nowe życie dostała.

Kiedy wilk twą duszę przez oczy zobaczył,

Pomyślał, że by sobie nie wybaczył,

Gdyby nie spełnił prośby serca twego,

Gdyż miłość odczuwana przez Ciebie, była także Jego.

Ona przez Nią patrzyła.

I w te pędy go tutaj puściła.

Czuł, jak ważna jestem w Twoim życiu.

Sprawił więc, że śmierć pozostała w ukryciu.

Teraz wilk się uśmiecha i mówi szczerze.

Jako lupus, w ludzi nie wierzę,

Ale gdyby każdy człowiek, który mnie spotyka,

Szeroko otworzył oczy, a nie je zamykał,

To nie chciałby mojego unicestwienia.

Nienawiść w szacunek, by zamieniał.

Na dobry początek kapturek, babcia i wilk się zaprzyjaźnili.

Potem często spotykali i razem tańczyli.

Więc kiedy ujrzysz wilka na swej drodze,

To mu się ukłoń, nie oddawaj trwodze,

Bo to piękne zwierzę nie chce twojej zguby.

Nie wierz temu co pisano, niech on będzie luby,

Twemu sercu co tak mocno bije.

Żyj TY i niech WILK też ŻYJE.