piątek, 28 maja 2021

BORSUKI I ICH NAUKI

 




Idziemy razem ścieżką, na której ślady, jak stemple pocztowe.

Ich kształty zastępują liter pieczątek mowę.

Tak, jak stemple odciśnięte na listach, czy też pocztówkach,

Ślady w błocie informują skąd, dokąd ma miejsce wędrówka.

Puszcza już się przebrała, zieleni się i śpiewa.

Jej wspaniały nastrój zachęca nas, żeby tak samo się miewać.

Przemieszczamy się gęsiego, ja z przodu, a córka druga.

Nad naszymi głowami, dzięcioł w drzewie, jakiś kształt struga.

Co kilka kroków odwracam się i kładę palec wskazujący na usta.

Widzę i słyszę, że przestrzeń pomiędzy nami, jest od naszych dźwięków pusta.

Z ciekawości i zachwytu rozdziawiamy buzie.

Niejeden pacjent dentysty, marzyłby, przy jej otwieraniu, o takim luzie.

Nabieramy powietrze ustami,

Tak, jak wieloryby wodę, z tą różnicą, że nie z krylem, a z komarami.

Ścieżka, niczym szyny, a my jadącymi po nich wagonikami,

Które po same brzegi, wypełniają się inspirującymi widokami.

Przed nami jakiś kształt się porusza, więc hamujemy.

Wyjmujemy z kieszeni lornetki i obserwujemy.

Ów jegomość tarza się w piachu, potem się drapie.

Gryzie pod pachami, ząbkami w futrze pchełki łapie.

Ma zaokrąglone uszy, małe, czarne oczy.

Cztery łapy, którymi zaczyna zabawnie kroczyć.

Postanawiamy uwiecznić go, nie tylko oczami.

W tym celu zawieramy sojusz z rosnącymi w puszczy drzewami.

Stajemy obok siebie, jak przygotowani do biegu sprinterzy.

Zdjęcia będą potwierdzeniem słów naszych, dla tych, którzy nie będą chcieli im wierzyć.

Przytulamy się do tych, które stoją na drodze do jego mieszkania,

Wcześniej policzyliśmy, że dzieli nas pięć, od naprawdę bliskiego spotkania.

Sygnał do rozpoczęcia podchodu, dały szumiące na wietrze liście.

Choć mieliśmy sporo kroków do mety, już zrobiło się uroczyście.

Ubranie różne, tak jak nasze aparaty.

Miało tym razem wpływ na to, kto wpadnie w tarapaty.

Moje kalosze lekkie, lecz śliskie,

Sprawiły, że miałem z poszyciem leśnym spotkanie bliskie.

Córka w butach do wędrówek, pewnie kroczyła

I jako pierwsza do ostatniego drzewa się przytuliła.

Patrzy na niego, a On głowę unosi

Jest niczym profesjonalny model, którego o pozę do zdjęcia nie trzeba prosić.

Sierść na głowie ma kolor czarno biały.

Pstryknięcia ten moment do aparatu zabrały.

Teraz ja docieram do miejsca końca skradania.

Patrzę i przecieram ze zdumienia oczy, bo z nory drugi jegomość się wyłania.

Telefon komórkowy przygotowany, więc łokieć prostuję.

I zachowanie zwierząt w ekranie obserwuję.

Zaczynają, w górę i w dół, poruszać głowami,

A ja w emocjach tracę kontrolę nad palcami.

Dotykam wyświetlacza, zdjęcia powstają

Lecz wcale wzniosłości chwili nie oddają.

Zgubiłem ostrość, wyszły zamazane.

Żadne z nich nie będzie mogło zostać pokazane.

Córka podchodzi jeszcze bliżej do modeli,

Podczas naszej rozmowy w domu twierdziła, że się nie ośmieli.

Stoi za pniem i pstryka.

Jeden z nich, zawstydzony, pod ziemią znika.

Wtedy mi się udaje uwiecznić tego drugiego.

Naturalność lasu i ich mieszkańców uśmierca w człowieku ego.

Nie ważne ile zdjęć się zrobi.

Istotny uśmiech, który nasze twarze zdobi.

Nagle rusza w naszą stronę spod nory,

Obserwujemy, na które wkroczy tory.

Nie wybiera córki, ani moich.

Powoli przyspiesza na swoich.

Przestawiam zwrotnicę i córka wagonikiem, a ja maszynistą.

Wydaje się, że sytuację mamy nad wyraz czystą,

Ale On zmienia zdanie i jesteśmy na tym samym torze.

„Tylko spokojny umysł nam teraz pomoże”.

Zatrzymujemy się i czekamy.

Po prostu, zobaczyć jemu się damy.

Patrzy lecz zwolnić nie zamierza.

Głowa zaczyna się gotować i nagle brak pomysłu, jak zatrzymać tego zwierza.

Dobrze, że jeden, a nie dwa, w naszą stronę wędruje.

Za moimi plecami, córka buta zawiązuje.

Kiedy tak patrzę na jej zgięte łokcie, to widzę podobieństwo.

Wygląda teraz, jak nieupierzone, ptasie maleństwo.

I pojawia się rozwiązanie nie do odrzucenia.

W dużego ptaka się zamieniam.

Zaczynam gwizdać, a borsuk staje.

Córka jest zaskoczona, że tak skutecznie ptaka udaję.

Robię zdjęcie jego charakterystycznej głowy.

Teraz o braku ostrości nie może być mowy.

Córka również aparat szykuje,

Lecz borsuk już w drugą stronę wędruje.

Kiwa głową zdziwiony.

Tak fałszywym ptasim trelem, jest zaskoczony.

Zawraca do swego mieszkania

I drugiemu borsukowi wychodzić z niego zabrania.

Przygoda dobiega końca,

W oddali widać zachód słońca

Mówię córce, że kolejna lekcja za nami.

„Faktycznie” – odpowiada -„Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś, jeżeli chcesz mieć dłuższą sesję fotograficzną z borsukami”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz