piątek, 13 grudnia 2019

OJCOWIE CHRZESTNI NA PARAPECIE



Już się zanosi na zlot rodzin ptasich.
Słońce wschodzi i gwiezdne niebo gasi.
Z okna na pierwszym piętrze wychyla się siwa głowa,
Potem widać już zaciśnięte dłonie, gdy ona się chowa.
Lecą, puszczone przez rozwarte palce, okruchy chleba ze śniadania.
Słychać łopot ptasich skrzydeł, a potem cichutkie skrobanie pazurów o chodnik podczas lądowania.
Już prawie wszystkie mafijne rodziny,
Stoją naprzeciwko siebie robiąc groźne miny.
Skrzeczą, piszczą, gulgoczą,
Wierząc, że tym razem konkurentów zaskoczą.
Kawki zachodzą od tyłu mewy, które się śmieją z tego.
Gołębie łączą się w zwarte grupy, bo nie ma to, jak pięciu na jednego.
Pieczywo leży poporcjowane, co mniejsze kawałki są na miejscu konsumowane.
Pod drzewem, z dala od terenu rywalizacji.
Widać dość duży kawałek bułki z wczorajszej kolacji.
Pierwsza podchodzi kawka, wbija dziób i biegnie na pas startowy.
Przebiera nogami i nabiera szybkości, jak samochód wyścigowy,
Potem, to już samolot lub nawet rakieta,
Lecz co z tego, jak na końcu pasa startowego inny ptasi gangster czeka.
Jeszcze próbuje zrobić unik, lecz nie pora teraz uciekać.
Przychodzi jej do ptasiego móżdżka, że się lepiej zatrzymać i na ruch przeciwnika poczekać.
Wtedy z powietrza atak następuje.
Kilka chwil i gawron siedzi na bułce i sobie ucztuje.
Niech wbija dziób w pieczywo suche,
My możemy się najeść niedużym okruchem.
Rzecze wróbli rodzina i przystępuje do intensywnego, obszaru zrzutu, przedziobywania.
Wiedzieć trzeba, że kto, jak kto, wróble wywiązują się w stu procentach ze swojego zadania.
Oczywiście jak nie ma innych, silniejszych od tych małych ptaszków.
Teraz są, więc po krótkim, acz intensywnym zajadaniu, cała wróbli mafia siedzi już na daszku.
Obserwują, jak na trybunach kibice swoja drużynę,
Lecz tutaj nie ma faworytów, są konkurenci i wróble mają kamienną minę
Mewy się chichoczą, a potem tym śmiechem rozgrzane,
Lądują w ptasim kotle i odbierają, to, co zostało im przed chwilą z dzioba wyrwane.
Ziemia została tak ponakłuwana, że z góry przypominała durszlak lub bardziej piegi na twarzy.
Na parapecie okna siedziały trzy gołębie i obserwowały, co dalej się wydarzy
Jeden wróbelek pyta je będąc w locie,
Dlaczego nie pomagają swoim braciom i siostrom, którzy są w kłopocie.
One nie mogąc już dłużej tajemnicy dochować,
Gruchają, że nie ma sensu o tyle jedzenia po głowach się dziobać.
Jest trochę ich przedstawicieli wśród tych mafii, które teraz skrzydłami się okładają,
Tylko, dlatego, żeby pokazać, że oni także coś do powiedzenia mają,
Lecz ich metodą na brzuchów nakarmienie,
Jest właśnie częste na parapecie siedzenie.
Obserwują stąd okna, z których każdego dnia jedzenie spada,
A tak prawdę gulgocząc dla ojców chrzestnych w walce o jakieś resztki brać udziału nie wypada.
Niech się konkurencja wydziobie, wtedy nasza rodzina przejmie władzę,
A tobie wróbelku- mówi najtłustszy gołąb-jeśli chcesz nie być głodnym, dobrze gulgotać nauczyć się radzę.
Wróbel wysłuchał i wzbił się nad ich ciała.
Oj -pomyślał- jeszcze nie wiecie, że plan nie zadziała.
Dał znak reszcie rodziny, żeby z dziobów wypuściła,
Wszystkie stalowe elementy, które podczas poszukiwania jedzenia zgromadziła.
I tak w wojnie gangów, gdzie miała się liczyć umysłowa siła,
Nie ona, a ilość gangsterów powtórnie zwyciężyła.
Gołębie oddały parapet i z zabandażowanymi głowami,
Uczą się ćwierkać, jakby były wróblami.