Patrzę i niecierpliwie z nogi na nogę przestępuję.
Jak już idę i wiem, że czas mam ograniczony,
Muszę się przyznać, że jestem wtedy na otoczeniu mniej
skupiony.
Można napisać, że gnałem przed siebie, co na mych oczu
wysokości tylko widziałem.
Nie na prawo, lewo, do góry, czy dołu. Tam wcale patrzeć nie
chciałem.
Stanąłem, po tym zdaniu jakże cichym, ale w tonie rozkazu,
Który skierował mój wzrok na autora tych czterech wyrazów.
I już nie podryguję w miejscu, lecz wysoko skaczę.
Słysząc wśród liści jak sójka płacze.
Wtórują jej również inne ptaki
I teraz dociera do mnie głos taki,
Pochlipujący, smutny, pytający, po prostu płaczliwy,
Czy nawet tutaj wysoko, wśród listowia spokój nie jest już
możliwy?
Chciałem przeprosić, nawet się ukłoniłem.
Lot jednak krótki, szybko na piasku skończyłem.
Patrzę pod nogi, nie widać gada, więc rzucam spojrzeniem
centymetr po centymetrze.
Duszno, gorąco, lecz kiedy pojawia się w polu mego widzenia
rozgrzewa się jeszcze bardziej powietrze.
Robię się ciepły, jak piec kaflowy, który płomieniami
rozgrzany,
W mroźne, zimowe dni jest tak chętnie przytulany.
Do mnie nikt teraz nie chciałby się zbliżyć,
Bo z tego strachu mógłbym po prostu mu ubliżyć.
Zresztą było lato, więc, po co komu wtulać się w gorące,
Wystarczy, że nasze ciała wystawione są na Słońce.
Myślę sobie, że nie wypada teraz się wycofać, za drzewo
schować.
Zaczepił mnie, może chce sobie ze mną poplotkować
A od kogo najwięcej się można o lesie dowiedzieć
Najpewniej od tego, który nie może w miejscu usiedzieć.
On, jak już, to leży, pełza po trawie i piachu, trudno go
zobaczyć.
Przez co, chętnego posłuchać, niejedną niesamowitą historią
może uraczyć.
Podchodzę do niego, się przedstawiam i już mówimy sobie po
imieniu.
Padalec leży na leśnej drodze, ja siadam na dużym, stojącym
przy niej kamieniu.
Czuję się jak dziennikarz, którego zaczepił sam wywiadem
zainteresowany.
Różni mnie od niego tylko to, że jestem bez dyktafonu i
mniej elegancko ubrany.
Rozpoczyna się monolog tej beznogiej jaszczurki,
Która chcąc zobaczyć niebo, nie koniecznie wędrujące po niej
chmurki,
Bo nie pała do nich zbyt wielkim uczuciem, nie lubi prawdę
pisząc.
Ponieważ, kiedy ona się wygrzewa w świetle Słońca, chmury
zasłaniają je sobie na niebie wisząc.
Musi wypełznąć na przestrzeń otwartą, gdzie brak jest drzew,
krzaków
I chyba, ona w takim momencie, jest bardzo szczęśliwa, z tym
leśnych braków.
Zastanawia mnie- mówi -dlaczego ludzie słowem gad sobie
ubliżają.
Wypowiadając ten wyraz cieszą się, że tego lub tą właśnie
obrażają.
Porównują siebie do mnie, czy innych członków mojej rodziny,
A tak naprawdę, za te ludzkie występki, my nie ponosimy
żadnej winy.
Jak można powiedzieć, że pomiędzy nami jest podobieństwo,
Przecież to jakieś okropieństwo.
Tu trochę się zdenerwowałem, ale siedziałem cicho i nie
przerywałem.
Dzięki czemu jeszcze kilka ciekawych informacji otrzymałem.
Ja jestem padalcem, choć dwa pierwsze słowa opisują moje
życie,
Wy często dopóki czegoś nie opiszecie, nazwiecie to nie
uwierzycie.
Nie widzicie prawdziwie, ponieważ Wasz świat to pojęcia,
słowa.
Przez co nie potraficie, każdego dnia wszystko widzieć od
nowa.
Stąd u was wyraz
nuda, który zrodził się z braku umiejętności patrzenia.
Powoduje to widzenie czegoś, co jest już przeszłością, będącą
nie do zobaczenia.
A jak już tak bardzo chcecie być do gadów podobni słuchaj,
co Ci na koniec mam do powiedzenia.
My zrzucamy skórę zwiększając swój rozmiar, więc i dla Was
proponuję to oto do zrobienia.
Kiedy znowu odpadnie od człowieka kolejna warstwa
zapożyczonej skóry,
Niech nie rozpacza, że siebie takim nie zna, bo właśnie
burzą się kolejne mury.
Za którymi, tak jak w bajkach, za górami, rzekami, czy
lasami.
Mieszka prawdziwy, naturalny człowiek nieprzejmujący się
opiniami.
Król teraźniejszości, w pięknym zamku widocznym z daleka,
W którym otwarte wszystkie drzwi i okna, bo on na nikogo nie
czeka.
Nie chroni się przed prawdą, bo jest nią w całości.
Właśnie wtedy może wszystko i wszystkich w swym sercu
gościć.
To powiedziawszy jaszczurka w gęstej trawie się schowała.
I jeszcze na koniec syknęła, ogonem pomachała.
Trochę to zabawne, bo zamiast historii o lasów mieszkańcach,
Dostałem takiego silnego, słownego, gadziego kuksańca.
Którym trafiła mnie w moje serce
I obiecuję, że nie będę wybiórczo patrzył więcej.
Na pewno bardziej spoglądał w głąb siebie, to tak,
Żeby wiedzieć, że człowiek to żaden ptak,
Wąż, świnia, pies, czy inne zwierzę,
A Człowiek! W którego ja Bardzo Wierzę!
Ufam jego Potężnej Mocy.
I kiedy będzie Miłość w potrzebie, On będzie Ku Pomocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz