czwartek, 12 września 2019

WARSTWY



Stój rozglądnij się uważnie! Usłyszałem i się zatrzymuję
Patrzę i niecierpliwie z nogi na nogę przestępuję.
Jak już idę i wiem, że czas mam ograniczony,
Muszę się przyznać, że jestem wtedy na otoczeniu mniej skupiony.
Można napisać, że gnałem przed siebie, co na mych oczu wysokości tylko widziałem.
Nie na prawo, lewo, do góry, czy dołu. Tam wcale patrzeć nie chciałem.
Stanąłem, po tym zdaniu jakże cichym, ale w tonie rozkazu,
Który skierował mój wzrok na autora tych czterech wyrazów.
I już nie podryguję w miejscu, lecz wysoko skaczę.
Słysząc wśród liści jak sójka płacze.
Wtórują jej również inne ptaki
I teraz dociera do mnie głos taki,
Pochlipujący, smutny, pytający, po prostu płaczliwy,
Czy nawet tutaj wysoko, wśród listowia spokój nie jest już możliwy?
Chciałem przeprosić, nawet się ukłoniłem.
Lot jednak krótki, szybko na piasku skończyłem.
Patrzę pod nogi, nie widać gada, więc rzucam spojrzeniem centymetr po centymetrze.
Duszno, gorąco, lecz kiedy pojawia się w polu mego widzenia rozgrzewa się jeszcze bardziej powietrze.
Robię się ciepły, jak piec kaflowy, który płomieniami rozgrzany,
W mroźne, zimowe dni jest tak chętnie przytulany.
Do mnie nikt teraz nie chciałby się zbliżyć,
Bo z tego strachu mógłbym po prostu mu ubliżyć.
Zresztą było lato, więc, po co komu wtulać się w gorące,
Wystarczy, że nasze ciała wystawione są na Słońce.
Myślę sobie, że nie wypada teraz się wycofać, za drzewo schować.
Zaczepił mnie, może chce sobie ze mną poplotkować
A od kogo najwięcej się można o lesie dowiedzieć
Najpewniej od tego, który nie może w miejscu usiedzieć.
On, jak już, to leży, pełza po trawie i piachu, trudno go zobaczyć.
Przez co, chętnego posłuchać, niejedną niesamowitą historią może uraczyć.
Podchodzę do niego, się przedstawiam i już mówimy sobie po imieniu.
Padalec leży na leśnej drodze, ja siadam na dużym, stojącym przy niej kamieniu.
Czuję się jak dziennikarz, którego zaczepił sam wywiadem zainteresowany.
Różni mnie od niego tylko to, że jestem bez dyktafonu i mniej elegancko ubrany.
Rozpoczyna się monolog tej beznogiej jaszczurki,
Która chcąc zobaczyć niebo, nie koniecznie wędrujące po niej chmurki,
Bo nie pała do nich zbyt wielkim uczuciem, nie lubi prawdę pisząc.
Ponieważ, kiedy ona się wygrzewa w świetle Słońca, chmury zasłaniają je sobie na niebie wisząc.
Musi wypełznąć na przestrzeń otwartą, gdzie brak jest drzew, krzaków
I chyba, ona w takim momencie, jest bardzo szczęśliwa, z tym leśnych braków.
Zastanawia mnie- mówi -dlaczego ludzie słowem gad sobie ubliżają.
Wypowiadając ten wyraz cieszą się, że tego lub tą właśnie obrażają.
Porównują siebie do mnie, czy innych członków mojej rodziny,
A tak naprawdę, za te ludzkie występki, my nie ponosimy żadnej winy.
Jak można powiedzieć, że pomiędzy nami jest podobieństwo,
Przecież to jakieś okropieństwo.
Tu trochę się zdenerwowałem, ale siedziałem cicho i nie przerywałem.
Dzięki czemu jeszcze kilka ciekawych informacji otrzymałem.
Ja jestem padalcem, choć dwa pierwsze słowa opisują moje życie,
Wy często dopóki czegoś nie opiszecie, nazwiecie to nie uwierzycie.
Nie widzicie prawdziwie, ponieważ Wasz świat to pojęcia, słowa.
Przez co nie potraficie, każdego dnia wszystko widzieć od nowa.
Stąd  u was wyraz nuda, który zrodził się z braku umiejętności patrzenia.
Powoduje to widzenie czegoś, co jest już przeszłością, będącą nie do zobaczenia.
A jak już tak bardzo chcecie być do gadów podobni słuchaj, co Ci na koniec mam do powiedzenia.
My zrzucamy skórę zwiększając swój rozmiar, więc i dla Was proponuję to oto do zrobienia.
Kiedy znowu odpadnie od człowieka kolejna warstwa zapożyczonej skóry,
Niech nie rozpacza, że siebie takim nie zna, bo właśnie burzą się kolejne mury.
Za którymi, tak jak w bajkach, za górami, rzekami, czy lasami.
Mieszka prawdziwy, naturalny człowiek nieprzejmujący się opiniami.
Król teraźniejszości, w pięknym zamku widocznym z daleka,
W którym otwarte wszystkie drzwi i okna, bo on na nikogo nie czeka.
Nie chroni się przed prawdą, bo jest nią w całości.
Właśnie wtedy może wszystko i wszystkich w swym sercu gościć.
To powiedziawszy jaszczurka w gęstej trawie się schowała.
I jeszcze na koniec syknęła, ogonem pomachała.
Trochę to zabawne, bo zamiast historii o lasów mieszkańcach,
Dostałem takiego silnego, słownego, gadziego kuksańca.
Którym trafiła mnie w moje serce
I obiecuję, że nie będę wybiórczo patrzył więcej.
Na pewno bardziej spoglądał w głąb siebie, to tak,
Żeby wiedzieć, że człowiek to żaden ptak,
Wąż, świnia, pies, czy inne zwierzę,
A Człowiek! W którego ja Bardzo Wierzę!
Ufam jego Potężnej Mocy.
I kiedy będzie Miłość w potrzebie, On będzie Ku Pomocy.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz