czwartek, 11 lipca 2019

Walka z wiatrakami



I znowu to samo. Smutek na uśmiechających się twarzach. Co drugie wypowiadane słowo to kurwa, łyk piwa i zdanie ,w którym kurwa to nie podmiot, bardziej znak interpunkcyjny. Siedzimy okryci kapeluszem parasola, z głośników do naszych uszu dobiega muzyka i silnie je tarmosi. Prowadzona rozmowa musi wyglądać zabawnie. To nie jest cichy, spokojny ton, a krzyk wysuszający gardła. Pod nogami plastykowe sztućce topią się w błocie. Jest ciemno, a kolejne hausty piwa doczepiają jeszcze brak ostrości obrazu, deformują wypowiadane słowa. Siedzący obok mnie młodzieniec gniecie plastykowy kubeczek. Wbija w niego obcięte równo paznokcie i opowiada o swojej pracy. O tym, jak to ciężko być policjantem. Kiedy tak na niego patrzę żal mi go. Jego utożsamienie się z wykonywanym zawodem sięgnęło apogeum. Gniecie go od środka, tak jak on ten jednorazowy kufel. Chłopak wciska buty w rozmokniętą ziemię, która coraz bardziej je pochłania. Błoto zakrywa już nogawki niebieskich, dżinsowych spodni i powoli ale systematycznie pnie się w górę zmieniając ich kolor. On stoi i lekko się chwieje. Zagryza wargi. Brązowa maź maluje na swój kolor, centymetr po centymetrze, ubranie. Przypomina teraz do połowy odlany z brązu posąg. Z nieba spadają duże krople i uderzając o parasol piwnego kramika wystukują na nim rytm, jak perkusista na swoim instrumencie. Młody spogląda w górę, potem w dół. Wypija alkohol i milknie. Jego ciało podzielone na pół. Granica została ustalona na wysokości bioder i ani drgnie. Jednolity kolor od pępka w dół, a powyżej różnorakie barwy. Ktoś z towarzystwa podaje mu puszkę. Gestykuluje przecząco głową. Zamyka oczy, krzywi twarz. Nikt tego nie widzi. Ten ktoś trąca go w ramię, przyjacielsko obejmuje za szyję i wkłada mu do dłoni puszkę. Chłopak nie unosząc powiek zbliża ją do ust i zaczyna pić. Zaczyna opowiadać z coraz większą nienawiścią o tym, jak praca zabiera kolejne cegły fundamentu jego osobowości. Błotnista maź zalewa pępek przesuwając się milimetr po milimetrze w kierunku głowy. Jest już blisko. Już tylko jedna czwarta odległości i będzie nią całkowicie pokryty. Wszyscy siedzą, tylko on stoi trzymając się za stalowy pręt parasola. Nagle słychać ze sceny werble, a młody próbuje ruszyć do przodu. Początkowo stoi w miejscu i to nie dlatego, że teraz prawie cały jest z brązu. Po prostu wyrywa się w kierunku sceny stale trzymając pręt. Kiedy go puszcza upada na kolana. Widać, że jest zalany tak, jak cały plac, na którym odbywa się koncert. Wstaje i powoli idzie na deszcz. Błoto zaczyna po nim spływać. Bierze prysznic świadomości. Z głośników dobiega tekst piosenki: Walka z wiatrakami. Kim jesteśmy? Sobą czy innymi osobami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz